Magdalena Maria Kałużyńska - kobieta idealna, niosąca za sobą grozę i fanów krwawych historii. Może ludzie nie uważają jej książek za dzieła godne kobiety, ale jest sobą i chwalmy ją za to. Na koncie ma liczne publikacje : nie tylko w postaci powieści, ale i opowiadań w antologiach. Nie śpi z piłą mechaniczną, ale bójmy się - bo to dzięki niej nabawimy się nowych lęków. Przed Państwem mistrzyni grozy!
Alvethor. Białe Miejsce
Alvethor. Pandemia
1. Mogłabyś na samym początku powiedzieć coś o swojej osobie? Może zdradzisz jak poczułaś wenę do dzielenia się swoimi pomysłami i przelewania ich na papier?
Alvethor. Białe Miejsce
Alvethor. Pandemia
1. Mogłabyś na samym początku powiedzieć coś o swojej osobie? Może zdradzisz jak poczułaś wenę do dzielenia się swoimi pomysłami i przelewania ich na papier?
Odkąd pamiętam miałam jakąś taką
łatwość wymyślania niestworzonych opowieści, dużo też czytałam, coś tam
nawet pisałam w tajemnicy przed całym światem, ale wenę do dzielenia się
pomysłami i przelewania ich na papier poczułam dopiero po lekturze
powieści Andre Norton pt. Kryształowy Gryf. Kiedy to było? Dawno. Miałam
wtedy dziewiętnaście lat. Wtedy złapałam pisarskiego bakcyla.
2. Czy zdecydowałabyś się kiedyś na pisanie pod pseudonimem? Jeśli tak, miałabyś już jakiś pomysł?
Zanim
została wydana moja pierwsza książka ktoś zasugerował, żebym przyjęła
męski pseudonim, ponieważ, cytuję "horroru napisanego przez kobietę nie
będzie chciał nikt wydać", albo "horror napisany przez kobietę będzie
niewiarygodny", "kobiece nazwisko nie pasuje do horroru", ewentualnie
"pisarka horrorów nie mieści się w standardowym wizerunku porządnej
kobiety". Albo ten ostatni cytat dotyczy tatuaży... Już nie pamiętam.
Czasami trochę żałuję, że nie piszę pod pseudonimem, ale żałuję ze
względów czysto egoistycznych - wydaje mi się, że pseudonim zapewniłby
mi święty spokój. I nie, nie mam pomysłu na ksywę. Nie czułam potrzeby
wymyślania jakiejś pasującej do mnie nazwy. Z drugiej strony patrząc -
słyszałam, że u kilku kobiet przyczyniłam się do ujawnienia pisarskich
inklinacji oraz ciągot do horroru, że stanowię coś w stylu motywatora
oraz argumentu w dyskusjach o miejscu kobiety w literaturze oraz co
powinny te kobiety pisać, czego nie powinny. Jak to kobiety w Polsce nie
piszą horrorów, skoro Kałużyńska napisała! Koniec, kropka. Można?
Można. dziwię się, niekiedy, że wciąż zdarza się opcja, żeby zniechęcić
kobiety do realizowania literackich "niekobiecych" ciągot. Ale jak to
śpiewał Czesław Niemen - dziwny jest ten świat. Pisząc pod pseudonimem
tym motywatorem, raczej, bym nie była.
3. Skąd bierzesz/jak rodzą się tytuły Twoich dzieł?
Z
tytułami bywa różnie. Sprawa jest, oczywiście, bardziej skomplikowana w
przypadku powieści, niż opowiadań, wiadomo, że tekst tytuł mieć
powinien. I ma. A kiedy wymyślam tytuł? Niekiedy do momentu skończenia
pisania dzieło tytułu nie posiada... Tak było w przypadku mojego
powieściowego debiutu.
4. Jak powstała myśl napisania debiutu i co podkusiło Cię do zniszczenia tego, co stworzyłaś?
Debiut
we mnie, mówiąc ogólnie, narastał i, przyznam, że z pisaniem mojej
pierwszej powieści bywało różnie. Zaczęłam pisać tę powieść kilkanaście
lat temu, ale... pisanie w pewnym momencie przerwałam. Pamiętam, że
musiałam wtedy zrobić porządek w moim życiu, w tym wyprostować relacje
tak zwane damsko-męskie. Nie było łatwo, ale dałam radę. Do mnie
podkusiło do zniszczenia maszynopisu YMAR, spalenia go, do skasowania
plików tekstowych z komputera? Cóż. Nie ukrywam, że mam wybuchowy
charakter. Ale prawdziwym powodem destrukcji była niemożliwość
znalezienia wydawnictwa na tę powieść. Plus fala opinii, rad i
komentarzy, które wtedy słyszałam - tego nikt nie wyda, daj sobie
spokój, napisz coś dla bab, tylko nie horror, nie wydam książki, której
nie rozumiem, może za granicami Polski, bo w Polsce to nie, trzy czwarte
wyrzucić, z reszty skleić czytadełko, tak wydajemy polskiego mistrza
fantasy, proszę się dostosować do rady redaktorki, bo inaczej nici ze
współpracy, czy ze mną wszystko w porządku, co ja biorę, że takie
posrane rzeczy piszę, żaden szanujący się wydawca tego nie wyda, wydamy -
ale za pieniądze, prosimy wpłacić tyle-a-tyle na takie-a-takie konto,
co to w ogóle jest, ale mam nasrane pod deklem, ten scenariusz nie
trzyma ciągłości akcji, dziwne to jest i posiada błędy oraz bardzo dużo
powtórzeń, nie zaryzykujemy, na rynku nie było odzewu, powieść nie
spełnia oczekiwań, proszę pozmieniać, poprawić, ale nie gwarantujemy, i
tak dalej i tak dalej. Prawdę mówiąc, miałam dosyć. Naprawdę. Rozpaliłam
w kominku, otworzyłam drzwiczki, usiadłam, kolejno wrzucałam zmięte,
zadrukowane kartki, patrzyłam jak zaczynają się palić, wrzucałam
kolejne... Kiedy było już po wszystkim, usiadłam przed komputerem,
odebrałam pocztę elektroniczną. I ze zdziwieniem stwierdziłam, że
przyszedł mail, którego treść pamiętam do dzisiaj. Dzień dobry,
zapoznaliśmy się z propozycją wydawniczą, chętnie wydamy, proszę o
kontakt, pozdrawiam. Nie, nie musiałam tekstu przepisywać, czy odtwarzać
z pamięci - pracowaliśmy na pliku, który dostał wydawca. Ale w
pierwszej chwili nie uwierzyłam w tego maila, wystawiłam do laptopa
środkowy palec, poszłam spać. Ale następnego dnia rano sprawdziłam - to
nie był sen ani przywidzenie.
Nie wierzyłam.
Jednak Woland miał rację. Rękopisy nie płoną. Trafna metafora, bardzo trafna.
5.
Skąd to "zamiłowanie" do krwi i ohydnych, że tak się wyrażę, tematów?
Siedzi to w twojej głowie od początku czy napędziły to czytane przez
Ciebie książki?
To zamiłowanie siedzi w mojej głowie od początku,
jak również mam to zamiłowanie po przeczytanych książkach, po
obejrzanych filmach. Taki koktajl, jak widać. Wielosmakowy. Parcie na
pisanie poczułam po lekturze Kryształowego Gryfa Andre Norton. Jest to
powieść z gatunku fantasy, ale napisana w specyficzny sposób. Jaki?
Trzeba przeczytać, polecam. Pierwsze moje nieporadne i marnej jakości
teksty były właśnie takie "fantasypodobne". Coś mi, jednak, cały czas
nie pasowało, czegoś mi brakowało... Wtedy napisałam opowiadanie pt.
Wizyta. Pierwotnie było krótkie, ot, idzie tajemnicza postać przez las i
coś tam się w tym lesie dziać zaczyna odnośnie tej tajemniczej postaci.
Postać, oczywiście, była ubrana w czarną, długa pelerynę, podpierała
się długim sękatym kijem, świecił księżyc, z lasu dochodziły tajemnicze
odgłosy, odgłosy, krzyki i śpiewy dochodziły również z karczmy, padał
deszcz... Krew się polałam tajemniczy wędrowiec brutalnie rozprawił się
ze zbirami, którzy go napadli, wędrowiec okazał się nie być
człowiekiem...
Oczywiście, od przysłowiowego zawsze, zaczytywałam
się w horrorze, potrafiłam wydać prawie całą pensję na książki, wracałam
do domu z siatkami pełnymi dzieł mistrzów gatunku: Stephena Kinga,
Grahama Mastertona, Daena Koonrza, Paula Wilsona, Jamesa Herberta,
Clive'a Barkera. Siedziałam i czytałam. Pochłaniałam. I tak jak parcie
na pisanie poczułam po książce z gatunku fantasy, taki kierunek tego
pisania zobaczyłam po lekturze Lśnienie Stephena Kinga... Tak w skrócie
wyglądało to moje nasiąkanie horrorem oraz ohydztwami. Dosłownie
nasiąkanie. Jak gąbka.
6. Trudno się pisze o szeroko pojętej "rzezi" na stronach? Masz jakieś nawyki, kiedy piszesz? Słuchanie muzyki, picie kawy itp.?
Wiesz,
trudno się pisze, generalnie, ponieważ postawiłam na wiarygodność,
właśnie. Horror napisany przez kobietę jest niewiarygodny, pamiętasz?
Oczywiście, nie staram się uwiarygodnić wszystkiego, bo taki zabieg nie
ma sensu. Ale to stwierdzenie o niewiarygodności koleboce mi się w
podświadomości. Nie twierdzę, że w przypadku potrzeby wiarygodnego
opisania masakry jadę, na przykład, do rzeźni, albo czekam na jakiś
katastrofalny w skutkach wypadek komunikacyjny. Tak, robię risercz
merytoryczny, konsultuję się z ludzi, którzy mają wiedzę w temacie.
Albo najpierw muszę ten temat określić. Rzeź, albo masakra jest
tylko dodatkiem, mimo wszystko. Krwawa rozwałka sama w sobie mnie nie
podnieca, nie interesuje. Jest, owszem, ciekawym tematem do wprawki
warsztatowej, ale dla mnie najważniejsza jest opowieść, trzon książki.
Chlustanie wiadrami krwi to tylko i mimo wszystko, dodatek. Pytałaś o
nawyki. Piszę w ciszy. Albo po prostu wyłączam się z otaczającego mnie
świata. Nie przesadzam z kawą, bo sobie można zrobić krzywdę, przecież.
Wiele osób podejrzewało mnie o używanie jakichś podkręcaczy
rzeczywistości - narkotyków, dużej ilości alkoholu. Podczas pisania nie
piję alkoholu, generalnie nie biorę żadnych narkotyków. Co ja ćpam?
Kwestie które piszę wypycha, z mojej, tak zwanej, samowystarczalnej
wyobraźni, naprawdę.
Piszę kiedy mam coś do napisania oraz na
pisanie czas. Nie mam żadnych określonych godzin, czy pór dnia,
wyznaczonych na pisanie, nie mam żadnych typowo moich rytuałów, czy
sposobów, nie otaczam się żadnymi symbolami, czy totemami, nie śpię z
piłą łańcuchową pod ręką, albo siekierą pod poduszką. Ktoś się mnie o
takie coś pytał. Okej, mam plastikową piłę łańcuchową, taki model
zabawkowy, w samochodzie, jeździ na tylnej półce. Na klapie bagażnika
nakleiłam symbol "zombie hunter" i bawię się świetnie, widząc reakcje
ludzi, owszem, kiedyś w bagażniku samochody woziłam kilka siekier, które
zostały tam, ponieważ nie rozpakowałam rekwizytów po sesji zdjęciowej.
Ale takie moje zachowanie bezpośrednio nie dotyczy pisania. Czyli - nie,
nie mam żadnych typowo pisarskich nawyków. Ani, wbrew pozorom, nie mam
żadnych pisarskich... dziwactw. No, może jedno. Że ja, tak po prawdzie,
tej rzezi w tekście nie widzę. Ot, lekka zmiana kolorystyki, może trochę
zmiana nastroju...
7. Jak myślisz, co sądzą o Tobie przyjaciele, znajomi, rodzina, kiedy czytają lub widzą okładki Twoich książek?
Większość
moich bliskich, rodzina, przyjaciele, znajomi, generalnie horrorów, po
prostu, nie lubią, a ja nie mam zamiaru nikogo zmuszać do przeczytania
moich tekstów, czy też nie czekam ze niecierpliwieniem na opinię o
okładkach.
8. W Alvethorze zostało wspomniane, że
bohaterowie mają swoje odpowiedniki w prawdziwym świecie, Jak ich
znalazłaś/przekonałaś i skąd w ogóle pomysł? Jak zareagowali na twoją
propozycję?
Wpadłam na pomysł uwiarygodnienia akcji, przez
umieszczenie w powieści realnych ludzi. Najbliżej byli moi znajomi.
Spytałam, zgodzili się. Co jakiś czas tylko przypominałam im, że piszę
horror, bałam się, że zmienią zdanie. Ale nie zmienili. I bardzo im za
to dziękuję.
9. Po lekturze, jaką są dwa tomy Twojej
krwawej historii mogę stwierdzić, że to przemyślanie, dopracowane i
"dojrzałe" dzieła. Czy przez te piętnaście lat, w których pęczniał
pomysł, jakoś to zapisywałaś czy zostawiłaś w czeluści umysłu?
A,
dziękuję. Nie, nie robiłam notatek. Zostawiłam pomysł w czeliści
umysłu. Jak się okazało, ta czeluść jest niewyobrażalnie pojemna...
10. Jak się czujesz czytając recenzje? Te pozytywne, jak i te negatywne?
Czuję się wtedy dobrze, bo widzę, że książki są czytane, że wywołują emocje i że mój wysiłek nie poszedł na marne...
11.
Po Białym Miejscu, a właściwie zakończeniu widać, że należało
spodziewać się kontynuacji. Czy takie założenie było od samego początku?
Stworzyć kilka tomów?
Nie. Alvethor miał być jednotomowy. Jeden
tom, żadnych serii. Tak sobie przysięgałam. Ale podczas pisania Białego
Miejsca coś się zmieniło...
12. Czy prócz kolejnych Alvethorów planujesz coś napisać?
tak. Już nawet zaczęłam pisać, równolegle z pisaniem III tomu Alvethor.
Bardzo dziękuję autorce za szczere i opasłe odpowiedzi. To, w jaki sposób pomogła mi w rozwinięciu bloga i poćwiartowania mojego umysłu poprzez treść w jej książkach, zasługuję na nagrodę i słowa uznania. Złota piła łańcuchowa dla Kałużyńskiej!
Wow! Dobry post :D Chyba będę zaglądać tu częściej :D
OdpowiedzUsuńTo jest Twój wywiad ? ;)
OdpowiedzUsuńFajnie tyle tu książek, zostaje na dłużej ;)
Zapraszam do siebie :
https://kobiecomania.blogspot.com/2017/07/grzeczna-biaa-bluzeczka-oraz-krotka.html
Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuń